Zacznijmy od początku…

Historia zaczęła się dokładnie dwa lata temu, gdy na ekrany kin wszedł film mojego ulubionego reżysera Christophera Nolana „Interstellar”. Jeżeli ktoś go jeszcze nie oglądał, to uwaga, za chwilę będzie spojler. Bardzo istotną rolę w filmie, o ile nie najważniejszą, odgrywają dwa zegarki należące do głównych bohaterów. Jeden z nich, to model dostępny dla każdego w ofercie producenta H-64615135, natomiast drugi był zaprojektowany specjalnie na potrzeby filmu. Powstało tylko 10 sztuk modelu, które wróciły do siedziby Hamiltona.

Wtedy jeszcze nie interesowałem się za bardzo zegarkami i nie udało mi się na filmie rozpoznać marki. Po powrocie z kina szybko odpaliłem wujka Google i wyskoczyła mi od razu nazwa firmy. Krótki przegląd strony internetowej i kilka artykułów o historii marki sprawiło, że bardzo mocno zapragnąłem posiadać któryś z zegarków Hamiltona.

Brak dostępności zegarków w sklepach stacjonarnych w Polsce oraz cena sprawiły, że o jakimkolwiek zegarku z logo „H” na koronce mogłem sobie tylko pomarzyć. Z czasem jednak pewne rzeczy się zmieniają i pojawił się u mnie pierwszy zegarek Hamiltona. Zanim dotarł, zwiedził z moim bratem całe wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych i przejechał przez 17 stanów.

W związku z tym, że miałem prawie dwa lata na znalezienie idealnego modelu, wybór był bardzo prosty – model Hamilton Khaki Field ref. H70595593, który charakteryzował się naciągiem automatycznym, szafirowym szkłem, pięknym zamszowym paskiem oraz wodoszczelnością na poziomie WR100.

Pierwszą rzeczą na jaką zwróciłem uwagę był inny kształt rotora niż na zdjęciach czy filmikach w sieci. Po szybkim upewnieniu się na klubie miłośników Hamiltona, na forum kmziz okazało się, że mam w środku mechanizm sygnowany przez Hamiltona jako H-10, a nie standardową ETĘ 2824-2, jak na początku sądziłem. Po zagłębieniu się w temat okazało się, że mechanizm H-10 jest to modyfikowana ETA C07.111 (będąca modyfikacją ETA 2824-2) z 80- cio godzinną rezerwą chodu. Zabieg ten wymagał zastosowania elementów wychwytu z tworzywa sztucznego, które umożliwiły zmniejszenie strat energii. Dzięki temu zabiegowi możliwe było zastosowanie cieńszej i dłuższej sprężyny napędowej, co gwarantuje tak solidną rezerwę chodu. Częstotliwość pracy werku również musiała ulec zmianie z 4 Hz na 3 Hz.

W internecie spotkałem się z różnymi opiniami na temat „plastikowego” werku. Przeciwnicy zarzucają mniejszą wytrzymałość w kontekście wielu lat użytkowania. Natomiast zwolennicy wypominają, że w wielu znanych werkach (m.in w VJ7750, Lemania 5100) również znajdują się elementy z tworzyw sztucznych i wiele z nich działa prawidłowo nawet po kilkunastu latach. Zostawmy te przepychanki….

Co ja sądzę o tym werku?

Po pierwsze, wiem że elementy syntetyczne będę musiał wymienić podczas serwisu za kilka lat. I z pewnością będzie to zabieg nieco droższy niż w przypadku serwisu zwykłej 2824-2, którą ogarnia praktycznie każdy przyzwoity zegarmistrz.

Po drugie, dla mnie rezerwa chodu jest jednym z najważniejszych parametrów zegarka. W przypadku tego modelu sprawdza się idealnie i zegarek odłożony w piątek popołudniu jest gotów w poniedziałek rano, aby wskoczyć na nadgarstek. Częstotliwość zegarka ? Niektórzy narzekają, że 3 Hz to prawie jak kwarc. Chyba zapomnieli, że z taką częstotliwością działa praktycznie 90% modeli Seiko, a kiedyś standardem było 2,5 HZ i nikt nie narzekał.

Po trzecie zegarek jest naprawdę dokładny. 15 dniowy test zakończył z odchyłką wynoszącą… 20 sekund, co daje nam około 1,3 sek/dobę. Wynik rewelacyjny. Odczyt sprawdzałem też wyrywkowo w niektóre dni i również wychodziło +/- 1 sek.

Teraz może mniej kontrowersyjne tematy:

Na plus wypada koperta zegarka w pełni szczotkowana. Szlify są zrobione poprawnie i nie zauważyłem jakichś większych niedoróbek. Polerowana jest za to luneta, co sprawia, że zegarek wygląda o wiele ciekawiej. Tarcza jest bardzo czytelna, wskazówki mają odcień ecru, tak samo jak indeksy. Sekundnik natomiast jest w kolorze, który określiłbym jako matowy srebrny. Tak samo jak ramki wskazówek. Ciężko jest uchwycić to na zdjęciach.
Lekki minus za lumę – nie świeci tak mocno i długo jak Seiko.

Na spory minus zdecydowanie pasek. Ogólnie co do wykonania nie mam zastrzeżeń, chociaż uważam, że nie jest wart nawet 1/3 kwoty, jaką życzy sobie za niego producent. Jednak pasek bardzo szybko zbierał brud. Nawet kosteczka do czyszczenia paska, która była dołączona do zestawu na nic się zdała. Obecnie zegarek noszę na kremowym perlonie. Według mnie, to idealne połączenie. A skórzany pasek już się szyje. Żeby nie było za prosto, otwory będą pasować do typowej dla Hamiltona klamerki.

Wymiary zegarka sprawiają, że jest on bardzo wygodny w codziennym użytkowaniu. Gwarantuje to jedyne 40 mm średnicy i 12 mm wysokości. Jednak jeżeli ktoś uważa, że to dla niego mało, to myślę, że powinien zaryzykować, ponieważ zegarek wizualnie sprawia wrażenie na około 42mm

Recenzja jest tak krótka, że podsumowanie chyba nie ma sensu. Polecam zainteresować się zegarkami tej marki, jeśli jeszcze nie mieliście okazji. Historii firmy celowo nie przytaczałem, bo jak ktoś będzie chciał, to sam przyswoi tyle wiedzy ile będzie potrzebował.

Autor: Dominik Pazura